Tak więc po moich namowach, na przekór pogodzie, wyjechaliśmy, pi razy drzwi koło 17:50 z Angelika, oraz Sandrą z Matim. Przebijające się przez chmury słoneczko, napawało do lajtowego kręcenia w leśnym otoczeniu. Trochę mokrawe ścieżki, dawały nieźle w kość ale sprawiały również wiele przyjemności.
Wyjechaliśmy na ścieżke rowerą, poźniej przez kochłowickie domki wjechaliśmy do lasu skąd, przelecieliśmy na Halembe, gdzie dalej na Borową Wieś na lody;) Powrót także przez Halembskie lasy jednak z drugiej strony.
Poza lajtowym kręceniem pedałami, porywałem się oczywiście, jak to ja, na różne akcje, tak więc trochę adrenaliny napompowało mój organizm.
Co do wycieczki jeszcze to: 1. Po pierwsze co ważne!! JESTEM NIESAMOWICIE ZDZIWIONY I ZADOWOLONY!! MOJA PANNA DAŁA RADE I TO W JAKIM STYLU - FUL KOZAK :*:*:* 2. Na Borowej mają dobre lody i w ogóle fajne miejsce na takie wypady;) 3. Nauczyć kobity przerzucania przerzutek i zasady ich działa to chyba graniczy z cudem, albo dojdzie do tego sama albo w ogóle;) 4. Mam dość słów góra/dół, wrzuć/zrzuć , nie ten/ten mały/ten duży;);p
Dane są mniej więcej orientacyjne według licznika Mateusza;)
Czekam na powtórke już nie długo;) Może będą fotki;)
6:00 - Stawiam się pod AKS czekając na chłopaków z nadzieją że przebije dziś moją życiówkę -198km. 6:01 - Stawia się jedyny z wytrwałych, któremu dziękuje za wsparcie Raptor!!
Wyjeżdżam z Katowic przy pięknym wschodzie słońca. Przez Rynek w Katowicach lecimy na Kostuche, z tamtąd już prosto na tyski browar gdzie miał dołączyć Ficuś, niestety nie ma go więc po odczekaniu 10 min zbieramy zmarznięte od chodnika dupska i ruszamy na Kobiór.
Po nie całych 20 minutach widzimy tablice z napisem "Kobiór", z tamąd przez lasy w Piasku wprost na Rynek w Pszczynie, gdzie liczyliśmy na spotkanie ekipy Nol`a. Mała przerwa na śniadanko, skorzystanie z hotspota i dalej w drogę.
Lecąc boczną drogą wzdłuż krajówki dolatujemy do Czechowickiego maca, tam wciągam rogalika i dalej miłymi zadupiami wprost na Rynek do BB. Tam sekunda pauzy i atakujemy Żar. Po przez Wilkowice i Łodygowice wlatujemy na Tamę w Tresnej.
Z tamtąd atak na Żar, zakończony powodzeniem - Piękne uczucie;) Z Żaru lecimy na wspaniałą grzybową do Raptora na domek, z tamtąd na mete bielskiego rajdu a później do domu.
Wyjechałem z zamiarem pokręcenia po WPKIW, lecz wpadła mi myśl by odwiedzić Agę w Arenie w Gliwicach, tak więc pocisłem przez halembskie lasy do Gliwic, tam trochę pogubiłem trasę ale dojechałem na Arene.
Z tamtąd wybrałem się na około do Zabrza gdzie kończyły się szosowe zawody, jednak tak pokręciłem trasę że zajeło mi to 3 razy więcej czasu niż myślałem, jednym słowem wpuściłem się w Łabędy i Maciejów, ale dzięki temu zobaczyłem Radiostacje w Gliwicach.
Pędząc do Zabrza z nadzieją że zastane tam jeszcze Betona, zadzwoniłem do niego i co okazało się wyjechał w stronę domu, 200m dalej spotykam go na Wolności.
Z Zabrza pojechałem przez Świętochłowice, na parking podziemny SCC, gdzie spota mieli Coltmaniacy, pogadałem i pokręciłem do parku, zrobiłem dwa kółka i fruu do domu;)
Cały dzień wiatr, lekki w twarz, ale nie przyjemny, wieczorem zrobił się całkiem zimno, temperatura spada niesamowicie,
Wstałem 7:55, przynajmniej tak zadzwonił budzik, oczywiście przy pierwszym dzwonieniu się nie udało, obudziła mnie Dorotka. Sms o treści coś ala: Jade z wami, postawił mnie na nogi. Za chwilę dałem znać chłopakom co i jak. 9:00 wszyscy byli u mnie, zmierzaliśmy w stronę Katowic po Dorotę.
Na początku w kurtce nastawiony na okropną pogodę, ku mojemu zaskoczeniu zaczęło się rozpogadzać, co spowodowało że kurtka wylądowała w plecaku. Goliliśmy już w stronę Kobióra kiedy wpadliśmy w piękne błooooto:) Do Pszczyny dojeżdżamy brudni ale zadowoleni, wraz z powolutku wstawiającym słońcem.
Kierujemy się na Tamę w Goczałkowicach, tam 30 minutowa pauza i w trasę, do tej pory teren więc czas na trochę asfaltu. Lecimy asfaltem aż do samych Lędzin. Po drodze przed Lędzinami odbijają Bartek i Gaszu do Tych na pociąg /panowie na prawdę wielki powdziw/.
W Lędzinach po 115 km łapie gumę, dobrze że na postoju pod sklepem. Trochę kombinowania z dętką i już podjeżdżamy pod podjazd, na którym znajduję się kolejny już dziś kościółek.
Zjazd podjazdem i bicie rekordu niestety za krótki;) Potem już na czarny szlak i golimy w stronę Katowic, po drodze wymagający długi podjeździk. Z Katowic przez centrum, przez Batory do domu.
Na trasie w Tychach spotykamy dwójkę kolarzy(k+m)których celem są Węgry, pozdrowienia dla Was;)
Zapomniałem włączyć zapisywania GPS, tak więc brak trasy.;)